do rozgłosu. Dwie czy trzy jego sztuki sromotnie upadły, co wywołało w jego duszy niesłychaną pogardę dla profanum vulgus. Uważa się on od czasu swej potrójnej klapy za wybrańca bogów, którego tłum bezmyślny kamienuje. Przypuszczam, że do tej ciemnej masy należy też i jego żona, gdyż, jak się zdaje, przed ślubem wierzyła ona w Zieleniaka, że to niby nowy Szekspir, a tymczasem... I oto zaczęła go lekceważyć! Jak wiecie, trzy lata temu Zieleniak ożenił się z piękną panną Celiną, w której ponad wszystkie namiętności górował pociąg do sztuki i literatury, a właściwie do ich przedstawicieli płci męzkiej. Są dziś takie kobiety, które dopiero w atmosferze literatów i artystów czują się dobrze. Naogół biorąc, są to dziś jedni z nielicznych ludzi, mających duszę ludzką. Ale dusza ta bywa różnej miary. Miara duszy Zieleniaka nie była, zdaje się, Fidyaszowa: swoją niemoc twórczą osłaniał on tajemniczym fluidem mistyki, a bełkot swoich dramatów uważał za objawienie. Widywałem się z nim bardzo rzadko: raz na rok co najwyżej. Pewnego dnia spotkałem go na ulicy; powitałem się z nim życzliwie, powtarzając zwykłe frazesy ze słownika komunałów: co słychać? jak zdrowie? co pan porabia? Wogóle mówiliśmy o tem, co nas nawzajem nic nie obchodziło.
— Wyjeżdżam do Paryża — rzekł mi Zdzisław. — Rzecz wyborna. Podróż nauczająca i przyjemna. Stolica kultury — cerveau du monde, orgueil de l‘homme. — Wyjeżdżam, panie, i to wyjeżdżam sam (podkreślone). — „Nie może być! — Tak jest, sam — nakoniec sam — bez żony... — „Jakże to?“ — „Powiem panu, że postanowiłem rozwieść się z żoną. Dość tego głupiego życia. Wyzwolenie, oto mój cel obecny. — Brawo! zawołałem. Trzy
Strona:PL Lange - Stypa.djvu/87
Ta strona została przepisana.