Strona:PL Lange - Stypa.djvu/90

Ta strona została przepisana.

rzystwie Jerzych M. i Romanów N., miłych ludzi, moich dobrych znajomych. Bywała w teatrze, na koncertach, w kawiarniach. Spotkałem ją w Towarzystwie Muzycznem: była ubrana ze smakiem, w sukni purpurowej, a ta czerwoność wspaniale odbijała od jej kruczych włosów i matowej cery twarzy. Cała postać tchnęła udawaną, zda się, energią — i tylko powłóczyste, rozpierzchnione, szafirowe oczy, ujawniały melancholię, która była zapewne tłem istotnem jej duszy.
Odprowadzałem ją do domu. W czasie koncertu mówiliśmy tylko o muzyce i poezyi; ale gdym się znalazł z nią sam na sam na ulicy, zapytałem ją wręcz, udając półnieświadomość: Cóż to słyszałem na mieście? Podobno się pani rozchodzi z mężem? Skądże ta rozpacz? Przecież tak się kochaliście — takie długie narzeczeństwo — taka głęboka miłość. Czyżby to była prawda? — Niestety, prawda — odpowiedziała z westchnieniem Celina. Najpiękniejsze moje marzenia rozwiały się i prysły jak mgła... O, nie z obu stron, nie! On to mnie przestał kochać, nie ja zopomniałam miłości. Ja mam serce trudne do poruszenia, ale kiedy raz jakie uczucie w niem zapłonie — to już nigdy nie wygaśnie. Nie przestałam go kochać i nigdy nie przestanę. Niech pan pamięta, że ja na długo przed ślubem byłam pod jego wpływem; on mi otwierał oczy, on mi rozwijał duszę; jeżeli jestem człowiekiem — jemu to zawdzięczam. Szczerze powiadam, że bez niego byłabym jeszcze niby głóg leśny. Ale mężczyźni są tacy dziwni, a zwłaszcza wielcy ludzie, jak Zdzisław. On bujał ciągle po obłokach, gdzieś na wielkiej wyżynie, przemawiał do mnie zawsze tak, jakby gdzieś na Himalajach przebywał. A cóż ja, mała, nikła, bezskrzy-