nas — ale mi w każdym razie pewne wątpliwości przychodziły do głowy. W sprawach rozwodowych zawsze jedna strona przyjmuje na siebie winę, a często wina bywa tak nieuchwytna w znaczeniu sądowem, choć realna w znaczeniu życiowem...
— Aha, znów przeciwieństwo między kodeksem a życiem...
— Prawo kondensuje zjawiska życiowe w pewnej liczbie paragrafów, ale nie może ich wszystkich przewidzieć. I jeżeli paragrafów jest pięćset, to zjawisk życiowych pięćdziesiąt tysięcy, czyli po sto na paragraf, przytem śród tych zjawisk jest tysiące niedelikatności, które się nie nadają do spraw sądowych, a które są zapewne najprzykrzejsze. Owóż na tem polega nieuchwytność winy stron rozwodowych — i zdarza się czasem, że właśnie nie kłamstwo, ale prawda kobiety może być dla mężczyzny źródłem żałości... i że on sam przez swoją rzekomą miłość prawdy wpada w sieć własną. Prowadziłem jedną taką sprawę rozwodową, której treść mnie tak poruszyła, żem ją kiedyś opowiedział Karolowi wprost słowami jednej ze stron. Niewątpliwie Karol sobie tę historyę zapisał i, jeżeli chcecie, to wam ją przeczyta.