Strona:PL Lange - Stypa.djvu/99

Ta strona została przepisana.

kiwałam od ciebie. Widzę, że nie jesteś tym człowiekiem, za jakiego cię uważałam. Żądałeś prawdy. Oto moja prawda — i dziś ja żądam, abyś ty moją prawdę uszanował. Imienia jego ci nie powiem, abyś jakiego błędu nie popełnił, któryby ciebie splamił najbardziej. — Nie chce mi powiedzieć, kto to, ale ja ją do tego zmuszę. Odsłoniła mi prawdę, ale przecież powinna była uszanować moje uczucie. Przestała mnie kochać, ale ja nie przestałem... Ja ją kocham. Tegom nie przewidział: myślałem, że to jedna z wielu, że to minie, jak fala, że ją prędzej czy później opuszczę dla dziesięciu innych, a tymczasem.... Tymczasem kocham ją i pożądam jej dziś bardziej, niż kiedykolwiek. — „Ulituj się nademną, zawołałem, padając przed nią na kolana i pocałunkami okrywając jej ręce. Ulituj się — ja żyć nie mogę bez ciebie i nigdy ciebie kochać nie przestanę. — I jużem żałował tego aktu pokory, bom czuł, że przegrałem sprawę. — „Mon pauvre ami! — rzekła mi, niby to życzliwie, a w istocie raniąc mię boleśnie. Już ja bym ci szczęścia dać nie mogła i lepiej ci będzie bezemnie“. — Jakiś mur nieprzebyty stał pomiędzy nami. Serce jej naraz zastygło w zimny głaz. Jakże ona tamtego kochać musi, jeżeli dla mnie jest taka bez litości! — „Kto to? — powtórzyłem po raz trzeci — mów, bo cię zabiję!“ — I to mówiąc, porwałem z biurka mały, dla ozdoby położony sztylet, o rękojeści z opalu, dawnymi czasy w Wenecyi kupiony... Sztylet był niewielki, ale dobrze wyostrzony, formy stożkowatej i w uderzeniu śmiertelny. Miałem przez sekundę widzenie jej białego ciała z piersią przebitą sztyletem, ociekającą purpurowemi falami krwi, leżącą na ziemi, niemą i martwą — i przeraźliwie bladą. —