Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/102

Ta strona została przepisana.

Popychały mię, drapały, uderzały całem ciałem: jak Indjanin, przywiązany do «słupa męki», czekałem tylko, rychło mię rozszarpią na kawałki!
W tej chwili doznałem jakby chwilowego omdlenia, czy jasnowidzenia. W chwili, gdy najzacieklejszy z moich wrogów rzucił się na mnie z wyciągniętemi szponami, uczułem, że tracę zmysły... Jakiś obłok zasłonił mi wszystko, co mię otaczało. Ujrzałem się w rodzaju pagody indyjskiej i widziałem przez chwilę miss Albertę, ciebie Ralfie i trzecią twarz, nieznaną mi zupełnie.
— Do licha! — wykrzyknął Ralf — to musiało być bezwątpienia tego dnia, kiedy na żądanie biednego kapitana, pewien jog, imieniem Fara-Szib wywołał twój obraz!... Istota twoja wtedy tak się uduchowiła, iż na tę chwilę przybyłeś do nas: byłem tam i widziałem cię oraz Erloora, który się na ciebie rzucał równie wyraźnie, jak i teraz.
— Nie zaprzeczam temu, gdyż wszystko jest możliwem — rzekł Robert — opowiadam tylko. Ten stan szczególniejszy trwał zaledwie kilka sekund, po upływie których wróciła mi pamięć mego strasznego położenia; wpośród płonących wielką nienawiścią oczu i ostrych szponów — uczułem się zgubionym.
Teraz już nie poprzestawano na krzykach i pogróżkach. Co chwila któryś z potworów unosił mię na kilka stóp w powietrze, poczem spadałem na ziemię, zasłaną kośćmi, raniąc się boleśnie.
Inne ciągnęły mię za ręce i nogi, jakby chcąc rozszarpać żywcem, a jeden podniósł mię za włosy. Słowem, bawiły się ze mną złośliwie i okrutnie, jak kot z myszą.
Już miałem ramię rozdarte pazurami, cały byłem