Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/115

Ta strona została przepisana.

wody, koloru jasno-krwistego, miały brzegi zarosłe trzciną, podobną do bambusu. Zbudowaliśmy z niej most, który po przejściu na drugą stronę kazałem przez ostrożność zniszczyć.
Zapewne zauważyliście, że w krajobrazach marsyjskich głównemi kolorami są czerwony i żółty, we wszelkich odcieniach. Nie umiem inaczej wytłomaczyć tego faktu, jak obfitością żelaza, chromu oraz innych metali, lub przypuszczeniem, iż atmosfera marsyjska zawiera wiele gazów, znajdujących się w powietrzu Ziemi tylko w małej ilości.
Krajobraz był przepyszny. Olbrzymie drzewa wznosiły swe gładkie pnie na wysokość pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu metrów, gdzie dopiero ich korony tworzyły ścisłe sklepienia. Głębokie milczenie, panujące pod niem, przypominało mi świątynie Karnaku, które zwiedzałem dawniej; obecnie w lasach marsyjskich odnajdywałem ich tajemniczą grozę.
Od czasu do czasu wychodziliśmy na małe polanki, zalane światłem słonecznem; odpoczywaliśmy na nich, napawając się blaskiem, przed pogrążeniem się powtórnem w mroki leśne, których jednostajność i przygniatający smutek nawet na Marsjanach robił wrażenie.
Eoja była ze wszystkich najbardziej zdenerwowaną i niespokojną. Co chwila oglądała się po za siebie, jakby w obawie pościgu — i czułem, jak jej ręka, wsparta na mojej, była często wstrząsaną silnym dreszczem.
— Co ci jest, moja maleńka? — spytałem, gładząc jej czerwone włosy, które ją nauczyłem splatać w warkocze, jak to robią młode dziewczyny na Ziemi.
— Nie wiem — szepnęła, zwracając ku mnie oczy