Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/130

Ta strona została przepisana.

Zadrżałem ze zgrozy: byłem teraz w zupełnej ciemności, zasypany roślinami, zduszony prawie... Ogarnęło mię tak wielkie zniechęcenie, iż już nie wstawałem z ziemi, nie myśląc się już bronić śmierci: niechby mię zabrała razem z Eoją...
Czułem, że siły moje się wyczerpują, oddychałem z trudnością, a ciemność mię ogarniała coraz większa. Rośliny, chwilowo zwyciężone, wracały na swe dawne miejsce, ich zapach mdły i odurzający odbierał mi przytomność...
Wtedy ujrzałem całe swe życie dotychczasowe; w jednej chwili przesunęły się przedemną obrazy dzieciństwa, lat młodzieńczych, wszystkie walki, niebezpieczeństwa, nadzieje, tragiczne przejścia, uczucia beznadziejne...
I to wszystko na to przeżyłem, aby ponieść śmierć samotną na planecie nieznanej i dalekiej!
Im dłużej o tem myślałem, tem większy ciężar przytłaczał pierś moją, a jednocześnie coś smukłego jak płaz, a ruchliwego, owijało się dokoła mojej szyi.
— Mój sen dzisiejszej nocy! — krzyknąłem — węże!
Czułem, że dusząca mię zmora jest najzupełniej dotykalną i rzeczywistą, a wyobraźnię moją uderzyło podobieństwo ze snem, który mi się teraz wydał proroczym.
Usiłowałem poruszyć się, powstać, walczyć z temi płazami, skrytemi w roślinach (jak myślałem), przypisując im śmierć mych towarzyszy, lecz nie mogłem zrobić najmniejszego poruszenia.
Przerażony, nawpół uduszony, straciłem przytomność...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·