Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/152

Ta strona została przepisana.

nich jakiemś nieznanem stworzeniem, które zatrzymano dla robienia nad niem spostrzeżeń!
Dodawszy sobie odwagi temi rozmyślaniami, wsunąłem się w ciemny korytarz o spadku dość pochyłym, zastępującym schody. Trudność orjentowania się w ciemnościach byłaby mię może skłoniła do zaniechania tego zamiaru, gdybym nie uczuł pod nogami osadzonych w gruncie, małych wypukłych guzików, wielkości orzecha włoskiego.
W tejże chwili, wskutek nieznanego mi urządzenia, sklepienie galerji zajaśniało światłem łagodnem, lecz dość żywem, abym mógł rozpoznać, gdzie się znajduję.
Przez chwilę stałem bez ruchu, zdumiony, prawie pewien tego, że się znajduję w jakiemś królestwie czarów, gdzie za sprawą dobroczynnej wieszczki zostałem obdarowany światłem, gdy mi było nieodzownie potrzebnem.
Ściany były z takiego samego gatunku szkła jak i cała wieża, lecz sufit przedstawiał fantastyczne zwierzęta i kwiaty, z których właśnie wychodziło owo światło, które mógłbym przyrównać chyba do t. zw. «much ognistych» Ameryki środkowej.
W miarę, jak się posuwałem naprzód, blask na suficie po za mną gasł, a zapalał się przede mną, tak, że byłem wciąż otoczony świetlistą aureolą.
To ciężar mego ciała, naciskając guziki umieszczone w gruncie galerji, wywoływał ten blask, oświetlający miejsce, gdzie się znajdowałem.
Nie mógłbym określić natury tego blasku; mógł on pochodzić z jakich gazów fosforyzujących lub z jakiegoś specjalnego promieniowania, właściwego tej planecie. Wskutek pochyłości gruntu zstępowałem ciągle