Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/154

Ta strona została przepisana.

słyszałem niedawno, lada chwila wychyli się z poza którego posągu i rzuci się na mnie.
Lecz ta olbrzymia sala musiała przez całe wieki stać pustką, gdyż kurz leżał wszędzie grubym pokładem.
Z podziwem dla tych wszystkich cudów łączyło się we mnie uczucie przygnębienia; czułem jakby spoczywający na mnie ciężar wielowiekowej cywilizacji marsyjskiej, której nigdy nie poznam.
Już zaczynałem żałować, że się zapuściłem tak daleko, a jednak jakaś tajemnicza siła popychała mię naprzód. Bezwiednie przyśpieszałem wciąż kroku: wprzód szedłem, teraz biegłem jak szalony, a otoczony blaskiem, który wydobywały ze sklepienia moje kroki, musiałem wyglądać jak płomienny meteor, krążący w ciemnościach.
Szał jakiś mię ogarniał: po dwóch salach, o których mówiłem, następowały wciąż dalsze i dalsze: było to całe miasto, wydrążone we wnętrznościach ziemi, obszarem równające się niektórym olbrzymim zwaliskom Indji lub starożytnego Egiptu. Wieki niewątpliwie składały się na budowę tych sal nieskończonych.
Zatrzymałem się nareszcie, zwątpiwszy czy kiedykolwiek dosięgnę ostatniej z nich. Znużony i zgłodniały, nie miałem ochoty iść dalej, jak również powracać do miejsca, skąd przyszedłem.
Ujrzałem jednak jeszcze nowe zejście w dół; postanowiłem zwiedzić tylko to ostatnie piętro, i zeszedłem natychmiast.
Te sale, najniżej położone ze wszystkich, nie zawierały posągów, a miały raczej wygląd składów: w pierwszej znalazłem mnóstwo wielkich naczyń, szklanych, kwadratowych, zamkniętych hermetycznie i usta-