Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/17

Ta strona została przepisana.

— Tak, to dosyć, jak na niewidomego!
— Co więcej, jeśli tylko raz był w czyjem towarzystwie, wyczuje obecność jego za każdym razem, bez namysłu.
— To jest rzeczywiście zdumiewające; można to jednak sobie wytłomaczyć, gdyż podobne wypadki już się zdarzały...
— Zapewniam pana jednak, że Zaruk przedstawia nader ciekawy materjał do obserwacji i niedaleki jestem od prawdy, przypuszczając, że jego źrenice oddzielone bielmem od zwykłego światła, muszą być nader wrażliwe na promienie ciemne, promienie X i inne ich rodzaje, dotąd nie zbadane. Cóż w tem jest niemożebnego?
Jerzy milczał, mocno zajęty tą śmiałą hypotezą.
— Dlaczegoż dotąd nie poddano go operacji?
— Kapitan chciał tego dawno, lecz Zaruk sprzeciwia się stanowczo.
Zapanowało milczenie. Nagle dała się słyszeć melodja tęskna a przeciągła, powtarzająca się wciąż; jedna z tych, które wygrywają przewodnicy karawan, sunących długim sznurem wśród równin rozpalonego piasku.
Jerzy uległ urokowi tej muzyki, w której słyszał tęskne zawodzenie pustynnego wichru...
— To, co posłyszałem od pana — rzekł w końcu — nie jest wcale pocieszającem: jeśli Zaruk jest tak wrażliwym, to w tem co mówi, musi być część prawdy!
— Kto wie? — szepnął Ralf zamyślony — Szekspir ma słuszność, mówiąc, iż na niebie i ziemi jest wiele rzeczy, o których się nie śni najmędrszym... Może ten murzyn jest zwiastunem ewolucji oka ludzkiego, które, po upływie setek lat, lub nieco wcześniej, będzie mogło rozróżniać promieniowania, dotąd nam nieznane?