Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/170

Ta strona została przepisana.

była dziwnym tworem, pół-mięczakiem, pół-nietoperzem, jakich wiele widziałem wyszytych na materjach.
Domyślałem się, że błyszczący kamień musiał być bożyszczem tych wszystkich istot. Drżąc z niecierpliwości, chciałem się doń zbliżyć, lecz w tejże chwili ogromny głaz, oderwawszy się od sklepienia, spadł z hukiem gromu, musnąwszy mię w przelocie. Gdybym nie był dosłyszał lekkiego trzasku, poprzedzającego katastrofę — i nie cofnął się odruchowo wtył, byłbym zmiażdżonym na śmierć przez ten głaz olbrzymi. Straszliwa ta pułapka czyhała tu na śmiałków zbyt odważnych, profanujących to miejsce.
Bóstwo było dobrze strzeżonem!
Ze wstrętem okrążyłem dokoła głaz, który mię o mało nie zmiażdżył i pochwyciłem skarb, tak usilnie broniony! Był to rodzaj hełmu, czy maski, wyrzeźbionej z kamienia podobnego do opalu, o połyskach różowo-zielonych.
Pochodnia moja była w trzech czwartych częściach spaloną; śpieszyłem się więc, aby wrócić na górę, czego dokonałem z niezmiernym wysiłkiem; zejście na dół było męczącem, lecz droga powrotna bez porównania cięższą. Moja podróż podziemna zajęła mi całe popołudnie; noc już była zupełna, gdy się znalazłem w galerji podmorskiej.
Odpocząwszy i posiliwszy się, uczułem łatwą do wytłómaczenia ciekawość obejrzenia owego kasku, czy hełmu, dla zdobycia którego narażałem się na takie niebezpieczeństwa.
Włożyłem go na głowę, lecz z chwilą, gdy oczy moje znalazły się nawprost otworów hełmu, w których