Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/184

Ta strona została przepisana.

żagli, ponieważ zauważyłem dwa prądy morskie, odznaczające się barwą swych wód: jeden płynął ku południowi, drugi z południa — postanowiłem więc z nich skorzystać.
Nie bez wzruszenia tedy, na trzy dni przed datą odlotu następnej gromady, zsunąłem się na mocnej linie z wieży na moją łódkę.
Po kilku uderzeniach wioseł byłem już na prądzie, który zaczął mię szybko unosić na południe.
Miałem ze sobą mapę, wyrysowaną węglem na desce cedrowej, oprócz tego, otrzymałem tak dokładne wskazówki co do kierunku drogi, iż omyłka była wykluczoną.
Pogodę miałem przepyszną: na morzu spokojnem jak toń zacisznego jeziora, widniały bliżej i dalej olbrzymie wieże szklane w niezliczonej ilości. Dzięki mojemu hełmowi, na każdej z nich widziałem u wierzchu gromady Niewidzialnych, przyglądających mi się z ciekawością i strachem.
Przy końcu dnia wylądowałem na piasczystej wysepce, pełnej ptactwa i skorupiaków, a spędziwszy tam noc, o świcie popłynąłem dalej.
Morze przybrało teraz inny wygląd: wieże znikły, a z głębi fal ciemnych, odbijających w sobie ponurą, czarniawą barwę chmur burzliwych, wystawały wierzchołki skał posępnych, czerwonawego koloru.
Upał był duszący. Dokoła mojej łódeczki uwijały się olbrzymy morskie podobne do rekinów; jedno uderzenie ich potężnych szczęk, uzbrojonych straszliwemi zębami zmiażdżyć mogło łódkę wraz ze mną — lecz byłem widocznie dla nich zbyt drobną zdobyczą.
W połowie dnia ujrzałem w stronie południowej