Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/191

Ta strona została przepisana.

Myślałem, że już nadeszła dla mnie ostatnia chwila: miałem jednak jeszcze tyle siły, że unosząc się na rękach, odsunąłem się nieco od brzegu, aby nie być znów porwanym przez fale. W pobliżu ujrzałem potrzaskane szczątki mojej łódki, oraz kilka przedmiotów, które w niej były. Posunąłem się w tę stronę, lecz byłem tak bezsilnym że w ciągu pół godziny zaledwie przepełzłem jakieś dziesięć kroków; ruch każdy wyrywał mi z ust jęki bólu, a pragnienie straszne paliło język i gardło.
Jakże się ucieszyłem, zobaczywszy przy szczątkach łódki małą baryłeczkę z trzciny bambusowej, w której zabrałem na drogę trochę owego czerwonawego likworu znalezionego w podziemiach!
Z wielkim trudem wyrwałem zamykający go kółeczek drewniany i połknąłem chciwie kilka łyków. Natychmiast uczułem znaczna ulgę w calem ciele; po niejakim czasie wstałem i z wielkim wprawdzie wysiłkiem, odciągnąłem dalej od morza rozbitą łódkę, obiecując sobie ją później naprawić.
Chwiałem się jeszcze na nogach, a słońce dopiekało nielitościwie; zacząłem się jednak rozglądać po wybrzeżu, na które zostałem wyrzucony.
W niejakiej odległości rozciągał się las owych szczególnych drzew o metalicznym połysku; nad nim to widziałem poprzedniej nocy bladą światłość. Za lasem, w wielkiem oddaleniu widniał szczyt wulkanu, uwieńczony wstęgą dymu; na prawo przeklęta góra zamykała sobą dalszy widok: wierzch jej ginął w chmurach.
Straszliwa scena, widziana w nocy, odżyła w mojej pamięci...