Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/194

Ta strona została przepisana.

lanki i zapuściłem się między drzewa metalowe, z których przelatujący wiatr wydobywał cichy dźwięk przy poruszaniu ich drobnych gałązek.
— Na jakiego licha może być zużytkowanym prąd tak potężny? — zawołałem głośno.
Szedłem wciąż dalej, mówiąc do siebie, jak to czynią ludzie, pochłonięci jakąś wyłączną myślą, gdy nareszcie kroki moje zatrzymał niewielki strumyk.
Wyszedłem już z elektrycznego lasu i zarysy wulkanu ukazywały się wyraźnie w niewielkiem oddaleniu. Grunt był pokryty pumeksem, popiołem i żużlami. Miałem już przeskoczyć ów strumyk, kiedy ujrzałem, że woda jego wydziela wielką ilość pary: była ona tak gorącą, iż prawie sparzyła mi rękę. A więc domysły moje były słuszne: znalazłem gorące źródło i to bez żadnego trudu.
Teraz będę mógł naprawić swą łódkę!
Odkrycie to tak mię ucieszyło, że chciałem iść po nią natychmiast, lecz przyszło mi na myśl pójść trochę brzegiem strumienia, płynącego w stronę straszliwej góry i okrążającego ją nieco.
Ujrzałem, iż wpada do niego niewielkie źródło; brudno-żółta barwa wód jego i ostry zapach przekonały mię, że to musi być zdrój kwaśny, które trafiają się w pobliżu wulkanów równie często, jak źródła gorące.
Humboldt znajdował przecież u podnóża Andów źródła kwaśno-siarczane!
Lecz musiało tu być coś innego w tej wodzie, która wyżłobiła i jakby strawiła brzegi strumienia, pokryte szklistą lawą: musiała zawierać jakiś pierwiastek nader ostry, jeśli ją rozpuszczał.
Zapewne to był kwas fluorowodorowy, najsilniejszy