Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/204

Ta strona została przepisana.

w której potrzebować będę współudziału Niewidzialnych.
Z początku nie chciały uwierzyć temu, co mówiłem i zaledwie kilka z nich, najodważniejszych, zdołałem nakłonić do towarzyszenia mi w okolice straszliwej góry.
Lecz gdy pierwsze się upewniły o prawdzie, nadleciały inne w ilości tak wielkiej, iż chmury ich pokryły niebo, a nowe jeszcze przybywały...
Wytłómaczyłem im wtedy, iż jeśli pragną się oswobodzić od krwawej daniny, dotąd składanej, muszą mi być ślepo posłuszne.
Przystąpiłem wtedy do wielkiego dzieła. Na wielkiej pustyni, odpowiadającej prawie rozległością Saharze, a pokrytej piaskiem krwistego koloru, ustawiłem setkę masztów, z których każdy dźwigał potężną lampę łukową. Potrzebne do tego metale dostarczyli mi Niewidzialni ze składów podziemnych, a na miejscu znalazłem wyborny antracyt, który się żarzył w lampach wybornie.
Od lasu metalowego przeciągnąłem drut do lamp — i wkrótce — o radości! ujrzałem, jak zabłysły światłem, co się już teraz powtarzało za nadejściem każdej nocy.
Niewidzialni pomagali mi dzielnie w tej pracy: był to widok nieporównany, gdy gromada ich dźwigała w powietrze jaki ciężar i kładła go na właściwe miejsce z bajeczną sprawnością. Jednak nie mogłem myśleć bez obawy o dniu, wyznaczonym na ofiarę z Niewidzialnych. Pozorny bezwład Wielkiego Mózgu nie uspokoił mię całkowicie.
Pewnego dnia wśliznąłem się do małej groty, wyżłobionej przez kwas fluorowodorowy, skąd znów ujrza-