Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/224

Ta strona została przepisana.

— Tak mi się zdaje... — wyjąkał młody człowiek i pokazał nienaruszoną kulę.
— Tak — mruknął Ralf — to jest ten sam fenomen... Widziałem w Indjach jogów, którzy pozwalali do siebie strzelać: kule, odbite siłą ich wzroku, powracały do strzelających. O ileż większą siłę woli muszą posiadać te potwory o mózgach tak olbrzymich! Twój brat ma słuszność: jest to straszne, lecz przekonywam się, iż jesteśmy wobec nich bezbronni...
Te słowa podwoiły odwagę Jerzego, nie zniechęcając go bynajmniej.
— Zobaczymy! — zawołał, zaciskając pięści — nie ustąpię ani kroku.
I zanim zdołano mu przeszkodzić, strzelił jeszcze trzy razy w kierunku widziadła.
Trzy kule, podobnie jak i pierwsza, upadły przy jego nogach, lecz po ostatnim wystrzale, z podziemi dał się słyszeć mocny, rozpaczliwy krzyk.
— Alberta... To głos Alberty! — zawołał Robert — usłyszała nas i przyzywa do siebie!
Rzucił się naprzód, lecz w tejże chwili zaczął się cofać, wydając okrzyk gardłowy, jakby zduszony.
Ku najwyższemu zdumieniu swych towarzyszy, robiąc rozpaczliwe ruchy rękami, cofał się ku wejściu do jaskini!
— Dokąd idziesz, Robercie? — zawołał Ralf — dlaczego odchodzisz?
Tu umilkł, przejęty zgrozą, gdyż ujrzał, że nogi inżyniera nie dotykały ziemi.
Zanim ochłonął z wrażenia, uczuł się pochwyconym za włosy i wleczonym ku drzwiom jakąś nadludzką siłą. Gdy przyszedł do siebie, ujrzał się na