Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/233

Ta strona została przepisana.

szoną w powietrzu, bez żadnej widzialnej podpory, do końca życia nie wyjdzie mi z pamięci.
Widziałam pod sobą willę, później wierzchołki drzew, puste przestrzenie...
Wszystko to migało mi się w oczach z zawrotną szybkością, a ja drżałam na myśl, że pochwycono mię, aby następnie wrzucić w jaką przepaść lub morze... Straciłam na razie przytomność, a gdym ją odzyskała, uczułam, że lecimy wolniej: widocznie niosący mię zmęczyli się nieco.
Po niejakim czasie uczułam pod nogami ziemię, lecz trzymające mię ramiona nie rozluźniły się, tylko popychały mię ku wejściu do podziemia ruin.
Świtało już, a ja wchodząc do tych zwalisk, zapytywałam się z rozpaczą: czy nie po raz ostatni oglądam świat? Na myśl tę zaczęłam głośno wzywać ratunku, lecz krzyk ten przebrzmiał bez echa, a moi prześladowcy, rozgniewani zapewne tą oznaką nieposłuszeństwa, wepchnęli mię w podziemie, gdzie przynajmniej odzyskałam swobodę ruchów.
Usiadłam na wielkim głazie, zdziwiona, że dotąd żyję i oczekując co chwila nieuniknionej śmierci.
Ku memu zdziwieniu ujrzałam się zupełnie samotną, lecz czułam, że jestem dobrze strzeżoną. Ośmielona zupełną ciszą, postąpiłam kilka kroków ku wyjściu, lecz nagle poczułam na ręce dotknięcie ślizkiego jakby płazu, wstrętne a tak silne, że mi łzy bólu stanęły w oczach.
Był to rodzaj ostrzeżenia: nie chciano, przynajmniej na razie, zrobić mi nic złego, lecz poznałam, że każde usiłowanie ucieczki surowo będzie ukarane.
Ile czasu potem zeszło, nie umiem tego określić,