Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/29

Ta strona została przepisana.

wiając dość duży otwór. Wtedy inżynier wyjął ostrożnie ze skrzyni rodzaj szklanego wrzeciona, cieńszego w obu końcach i trzymając je w dwóch palcach, zbliżył się do kapitana, który zaczął na nie patrzeć.
Po kilku minutach najgłębszego milczenia Boleński otworzył rękę, a szklane wrzeciono wzleciało jak strzała do góry z lekkim świstem i znikło w otworze dachu.
Jerzy patrzył na to zdumiony, pogrążony w chaosie myśli...
Tymczasem kapitan, oswobodziwszy się ze swego kasku, podszedł, mówiąc:
— Widzę, że te małe doświadczenia zrobiły na panu pewne wrażenie: ale to jest niczem wobec tego, czego możemy dokazać!
Darvel skłonił się z szacunkiem.
— Pozwól mi pan podziękować sobie za zaszczyt, którego dostąpię, będąc dopuszczonym do tych zdumiewających prac naukowych — rzekł.
— O, jestem pewnym, iż pozyskamy w panu dzielnego współpracownika!
— Radbym nim zostać — rzekł skromnie Jerzy, choć nie wiem, czy się przydam na co tak wielkim, jak panowie, uczonym.
Kapitan nic nie odpowiedział: Jerzy zdobył jego sympatję odrazu i zrobił na nim wrażenie, iż nie należy do zwykłych «zjadaczy chleba», lecz do grona wybranych, którzy wyróżniają się polotem myśli i zdolnościami obserwatorskiemi.
Podczas chwilowego milczenia wzrok Jerzego spoczął na pysznym bronzowym posągu, stojącym pośrodku laboratorjum. Na podstawie z czarnego onyksu, wzno-