Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/43

Ta strona została przepisana.

witając Jerzego ze wschodnią, nieco przesadną grzecznością. Kapitan w rozmowie badał zręcznie Jerzego, chcąc wypróbować jego wiadomości z fizyki, radjografji, chemji i kosmografji, poczem poczynił mu pewne zwierzenia...
Oto poszukując wyjaśnienia tajemnicy Roberta, poczynił ciekawe odkrycia, co było po części przyczyną, iż ich ekspedycja na Marsa była jeszcze nie gotową.
Przez dzień cały Jerzy pracował z zapałem, a trzej uczeni zdumiewali się nieraz bystrością jego spostrzeżeń, jasnością w rozwiązywaniu zawiłych kwestji. Był prócz tego świetnie obeznanym z pracą w laboratorjach, co jest koniecznem dopełnieniem wiedzy książkowej.
Dnia tego upał był nadzwyczajnym: powietrze było skwarne, duszące — i wentylator ze skroplonem powietrzem był ciągle czynnym, gdyż bez tego trudno byłoby oddychać.
Tego to właśnie popołudnia zaszedł jeden z najdziwniejszych fenomenów, jakie zapisały kroniki naukowe.
Kapitan tłomaczył właśnie Jerzemu jedno ze swych odkryć.
— Widzisz pan tę banię szklaną? Płyn, wypełniający ją, ma własność ukazywania nam pewnych promieni ciemnych, przechodzących przez niego; np. promienie X są za jego pomocą widzialne całkiem dokładnie...
Tu nastąpiła w uczonym wykładzie przerwa: był to głos Zaruka, pełen nadludzkiej trwogi i zgrozy.
— Dżinn! dżinn! — powtarzał głosem ochrypłym, wskazując banię, której zawartość, dotąd przejrzysta, była zmąconą i zdawała się falować.