Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/48

Ta strona została przepisana.

To, co widział, przyprawiało go o mdłości.
Czyżby te odpychające stworzenia, te wstrętne mikroby o twarzy szatańskiej, zaludniały otchłanie nieba i morza — będąc niewidzialnemi dla oczu ludzkich?
Myśli te nasunęły się zapewne wszystkim uczonym; wszyscy czterej stali milczący, w słabem świetle fosforyzującego płynu.
Może żałowali teraz, iż uchylili rąbek zasłony, kryjącej tyle tajemnic?...
Boleński starał się wymyśleć sposób pochwycenia straszydła.
W tej chwili zapukano lekko do drzwi.
— Któż tam, do licha! — zawołał kapitan — nie można mieć ani chwili spokoju!
Zapukano powtórnie.
— Kto tam? — zawołał niezbyt uprzejmie Ralf.
— To lord Frymcock — rzekł bojaźliwie Zaruk.
— Wpuść go, niech już raz się dowiemy, czego chce! Zresztą, ja się z nim prędko załatwię.
Mówiąc to, Ralf nacisnął guzik elektryczny, pluszowe firanki usunęły się, sfałdowały przy ścianach i natychmiast fala oślepiająco jasnego światła zalała wnętrze laboratorjum. Wszyscy czterej mężczyźni odwrócili się prawie jednocześnie, patrząc na szklaną banię — lecz teraz płyn był kryształowo czystym, a padające nań promienie słońca zapalały w nim brylantowe i opałowe blaski.
Tymczasem lord Frymcock, przyodziany w elegancki garnitur wizytowy, wszedł do laboratorjum; na widok przyrządów naukowych, o nieznanych mu kształtach, usta jego okolił pobłażliwy uśmiech.
— Panowie — rzekł uprzejmie — darujcie mi, iż