Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/64

Ta strona została przepisana.

pogiętych prętów niklowych, spajających przedtem szyby szklane, a nad tem wszystkiem, słup białego płomienia eteru.
— Więc trzeba ich ratować — rzekł krótko lord.
— To niepodobne — zresztą wszystko za chwilę wyleci w powietrze!..
I Ralf zaśmiał się dziko, jak obłąkany.
— Tak, wszystko wyleci w powietrze! — powtórzył jak echo Jerzy.
By God![1] Przestrach odebrał im zmysły! — krzyknął Frymcock. — Hej! Czyście poszaleli? ruszcie się przecie: musimy ugasić pożar i próbować ocalić kapitana i Boleńskiego! Dalej, chodźcie natychmiast!
Ralf powstał z ziemi, gdzie klęczał przy Zaruku i przeciągnął rękę po czole gestem pełnym znużenia. Twarz jego, poparzona i pokaleczona odłamkami, wyglądała strasznie i znać na niej było walkę, jaką przechodził, aby odzyskać trochę spokoju.
— Tak — szepnął — trzeba... pomogę panu! Przeżyłem chwile okropne — i to mię obezwładniło...
Jerzy, który tamował chustką krew, płynącą z pokaleczonych oczu, zbliżył się również.
— Odwagi, panowie! — zawołał Frymcock — przecież we trzech coś poradzimy! Gdzie są bomby do gaszenia ognia?
— Tutaj — rzekł Ralf, odzyskując przytomność — są na każdym tarasie, ale lepiej otworzyć kran z gazem, gaszącym ogień... Czemuż dotąd nie zrobiłem tego!

W willi był zapas bomb szklanych, z płynem gaszącym ogień w chwili ich stłuczenia — nadto gazometr,

  1. Na Boga!