Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/91

Ta strona została przepisana.

Tu Robert wyciągnął rękę, na której widniało pięć czerwonych blizn.
— Nie zauważyłem — mówił dalej — że za mną siedziało przyczajone jedno stworzenie, widocznie dla pilnowania mnie. Odwróciwszy się, spotkałem się z niem oko w oko. Źrenice jego błyszczały gniewem; groźnem mruknięciem ten potwór nakazał mi zaprzestanie usiłowań ucieczki.
Zrozumiałem go i nie próbowałem już zrywać więzów, w końcu znużenie mię ogarnęło... i usnąłem.
Zmęczenie doprowadzone do najwyższego stopnia, zwycięża wszelkie uczucia, tak moralne, jak fizyczne. Widziałem to niezliczone razy — i fakt ten, że artylerzyści wyczerpani z sił, usypiają przy swych działach wśród huku bitwy, z lontem na dłoni — jest dla mnie zupełnie zrozumiałym.
Gdy się obudziłem, jaskinia była wciąż równie cichą; lecz zdawało mi się, że nikły brzask jutrzenki zastąpił poprzednią ciemność — mogłem już w tym mroku odróżniać zarysy stalagmitów, podpierających sklepienie.
Ze wszystkich stron dochodził mię jakiś pomruk głuchy, rytmiczny a ciągły, niby warczenie oddalonych motorów. Nie wiedziałem zrazu, czemu to przypisać; dopiero później poznałem, iż było to chrapanie wstrętnych Erloorów, które za nadejściem dnia powróciły do jaskini i spały, zawieszone na nogach, głowami na dół, we wklęsłościach skał.
Potwór, będący na straży przy mnie, zdrzemnął się również i słyszałem tuż po za sobą jego głośne chrapanie.
Sen powrócił mi siły; rozmyślałem nad tem, czyby