Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/108

Ta strona została przepisana.

nogi się uginały, a odrażająca woń, mdła i ostra zarazem, sprawiała mu nudności — pomimo tego bronił się rozpaczliwie.
Wstrząsał całem ciałem, rozdzierał i szarpał paznokciami lepkie ciało, z którego wypływała mu na ręce jakaś ciecz...
Nic to nie pomagało! Co chwila w nowem miejscu uczuwał ból ostry, piekący, tysiące brodawek wysysało krew z jego szyi, twarzy, bioder...
Uczuł, że słabnie i doprowadzony do szaleństwa, zaczął biedz w głąb lądu; lecz potwór trzymał się mocno i nie opuszczał ani na chwilę.
Na domiar nieszczęścia, uderzył nogą o kamień, wystający z piasku i straciwszy równowagę, upadł ciężko na piasek...
To było ostateczną klęską. Uczuł, że życie go opuszcza, wysysane tysiącznemi lodowatemi ustami odrażającego stworzenia, było mu coraz słabiej... słabiej... W końcu ogarnęła go noc — utracił przytomność...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Kiedy ją odzyskał, uczuł się niesłychanie osłabionym, jakby oszołomionym. Był zbolałym, jak po przejściu snu, spowodowanego narkotykiem; miał uczucie, że podczas snu pogryzły go tysiące jadowitych owadów i ujrzał ze wstrętem, że jest pokryty lepką, ciągnącą się masą.
Wstał z wysiłkiem i rozejrzał się wkoło.
To jednak, co ujrzał, wróciło mu pamięć jego strasznego położenia: o kilka kroków od niego, wstrętny głowonóg, którego o mało nie padł ofiarą, szamotał się w kurczach przedśmiertnych, przygnieciony przez jakieś dziwaczne stworzenie.