Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/128

Ta strona została przepisana.

tajemnicę, prawie zagubioną, znaną tylko w niektórych klasztorach, poskramiania i obłaskawiania dzikich stworzeń wszelkiego rodzaju i nadawania im prawie ludzkiego rozumu.
Mowdi odszedł na rozkaz kapitana i zwinąwszy się w kłąb, legł spokojnie na posadzce.
Nastała chwila ciszy: wszyscy mimowoli czuli się pod władzą spojrzenia tego ponurego szkieletu, które ich przytłaczało i błądziło po ich twarzach ciężkie, tajemnicze...
— Teraz — rzekł kapitan — będziecie państwo świadkami jednego z nadzwyczajnych doświadczeń Fara-Sziba. Przypominam raz jeszcze i zalecam najmocniej, aby zachować bezwzględne milczenie i nieruchomość, cokolwiek będziemy widzieć lub słyszeć! Jeśli pani nie czuje się dość silną, to możebyśmy posiedzenie odłożyli, gdyż mówię otwarcie, iż chodzi tu o życie.
— Nie! — zawołała miss Alberta — nie jestem wątłą kobietą, rządzoną przez własne nerwy i zapewniam pana, iż się nie boję.
— Dobrze więc — rzekł poważnie kapitan i wskazał swoim gościom kamienne krzesła, których boczne poręcze były zakończone pięknie rzeźbionemi krokodylemi głowami.
To oczekiwanie, w połączeniu z niezwykłem otoczeniem i tajemniczem zachowaniem się kapitana, działało jednak niewidocznie na nerwy przybyszów,
Teraz gospodarz, podszedłszy do nieruchomego wciąż joga, mówił coś do niego cicho, a potem pochodnią swoją zapalił siedm świec woskowych, ustawionych w krąg na posadzce sali, nieco z boku nizkiego ołtarza.