Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/164

Ta strona została przepisana.

bagnie były zaś umieszczone w połowie ciała; za niemi kręgosłup się skrzywiał, tułów się zwężał jak u osy, a biodra i tylne nogi ogromne, z pazurami i palcami wykręconemi na zewnątrz, wyraźnie były przeznaczone do wyrzucania rozkopanej ziemi. Zupełny brak oczu, zaledwie widzialne uszy i paszcza uzbrojona w kły straszliwe, z długim nosem, zakończonym twardym pazurem — uzupełniały wstrętny a dziwaczny wygląd tego olbrzymiego kreta.
Robert, który nie tracił nadziei powrotu na Ziemię, obiecywał sobie, iż kiedyś uzyska od zarządu Ogrodu Aklimatyzacyjnego w Paryżu, porządną sumkę za taki okaz, jaki ćwiartowali przed jego oczami najprzedniejsi mieszkańcy wioski, wydając gardłowe pomruki radości.
Wioska oświetlona zewsząd płonącemi stosami, miała wygląd niezwykły: Marsjanie wracali do chat, a każdy z nich niósł kawał mięsa z groźnego wprzód Roomboo, wszyscy zaś wrzeszczeli jakieś pieśni, złożone z gardłowych dźwięków.
Zapewne był to hymn tryumfalny.
O ile się okazywali tchórzliwymi wobec niebezpieczeństwa, o tyle powodzenie ich rozzuchwalało.
Stopniowo wszyscy się rozeszli i Robert pozostał przy swem ognisku sam jeden; mała Eoja, znużona czuwaniem i przebytemi wrażeniami, znów spała na swej macie.
Nasz zwycięzca, nie zaślepiony powodzeniem, zdawał sobie jasno sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa. Przerażała go ciążąca na nim odpowiedzialność za życie tych bezbronnych ludzi, gdyż wiedział dobrze, że godzina deszczu wystarczy na to, by ogniska zalać, a całą ludność wydać na łup krwiożerczym wampirom.