Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/173

Ta strona została przepisana.

zabezpieczały one ląd od wylewów gwałtownie na wiosnę płynących wód, utrzymując je w kanałach.
Z tych rozmyślań zbudziły go wołania wioślarzy: pokazywali mu strome schody, wiodące na szczyt skał.
Któż to mógł zbudować? przecież nie opaśli, dobroduszni Marsjanie!
Lecz czekały go jeszcze inne niespodzianki.
Niedaleko stamtąd, ujrzał prawdziwe miasto marsyjskie, gdyż miało około dwóch tysięcy chat; przyjęto go z uniesieniem, do którego się przyczyniły opowiadania Eoji.
Ci nowi znajomi dostali dar królewski: w glinianej misie nieco żarzących się węgli. Eoja nauczyła ludność, jak się trzeba obchodzić z tym szacownym podarunkiem i wkrótce powtórzyły się tu sceny, już przez nas opisane: stos buchał płomieniem, zapach pieczonego mięsiwa napełnił powietrze, posągi Erloorów i Roomboo strawione zostały przez ogniska, których łańcuchem zostało otoczone całe miasto.
Lecz Roberta już nużyły te hołdy i okrzyki ludności — po lekkim posiłku, kazał płynąć do innej wioski, gdzie czekało go znów to samo.
Wszędzie, gdzie przebywał, wypowiadano bezlitosną wojnę znienawidzonym Erloorom; nikt już ich się nie bał i wszędzie ludność żywiła się ich mięsem.
Życie Roberta było teraz jednym ciągiem tryumfów i radości; zasypywano go pieszczotami i podarunkami, on zaś używał wszechstronnej sławy, jako kucharz, wódz naczelny, mąż stanu, doktór, inżynier, będąc na nieznanej planecie pierwszym przedstawicielem tych umiejętności.