Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/180

Ta strona została przepisana.

między dwiema górami nadzwyczajnej wysokości i że żyły tam straszne, nigdzie nie spotykane zwierzęta. Marsjanie nazywali ją — Doliną Śmierci.
To było wystarczającem, aby Robert zapragnął zwiedzić ten tajemniczy zakątek, chociaż mu to powszechnie odradzano. Te obarczone przekleństwami góry nie były nawet zbyt daleko: jak zapewniali starcy, ujrzeć je można było po trzech dniach drogi. Podróż ta nęciła Roberta tem więcej, iż dotąd gór wyższych nie spotykał.
Pewnego ranka więc, zebrawszy jaknajdokładniejsze wskazówki, puścił się w drogę, uprzedzając swoje otoczenie, iż zajmie mu ona parę tygodni.
Wszyscy byli przyzwyczajeni do jego wycieczek i mieli tak wysokie wyobrażenie o jego inteligiencji oraz odwadze, iż nikt nie myślał, aby mogło mu grozić poważne niebezpieczeństwo,
Eoja tylko nieco płakała, lecz Robert pocieszył ją obietnicą przyniesienia jej nieznanych owoców, lub błyszczących kamyków, jak to często czynił.
Cel podróży nie był nikomu wiadomym.
Wydostawszy się ze swego mieszkania, idąc pod sklepieniem czerwonych liści, Robert doznawał niewypowiedzianej rozkoszy: powietrze było wonne, ciepłe; złoto-czerwone lasy rozwijały przed nim swój przepych, przytem w dalszej drodze spotykał mnóstwo nieznanych kamieni, roślin i owadów. Poznawał łatwo kierunek drogi po drzewach omszonych od strony północnej i był przekonanym, iż nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo, oprócz Erloorów.
Trzy dni pierwsze przeszły bez żadnych przygód: zaspakajał głód zabijaną zwierzyną, noce zaś przesypiał