Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/203

Ta strona została przepisana.

trzecią szybkość i po kilku minutach, zatrzymał się wpośród zmieszanego i przerażonego tłumu, wprost budynków klasztoru, z których wybuchał ze złowrogim szumem potężny słup ognia.
Na widok rezydenta, Hindusowie rozstąpili się z uszanowaniem, a ten, wysiadłszy z samochodu, począł wypytywać obecnych o przyczynę pożaru.
Starzec z białą, długą brodą, zapewnił go, iż był nią piorun.
— Drwisz chyba ze mnie — rzekł anglik — niebo jest najzupełniej pogodne i nikt nie słyszał grzmotu. To musi być coś innego!
— Przysięgam, panie, iż mówię prawdę i wszyscy to potwierdzić mogą: widzieliśmy długą, jasną błyskawicę i słyszeliśmy straszliwy huk!
Niedowierzający wprzód kapitan, musiał w końcu uwierzyć: wszyscy, których badał, grożąc surową karą w razie ukrywania prawdy, złożyli jednobrzmiące zeznania.
Dzięki jego zarządzeniom, bataljon cipajów, wezwany z pobliskiej fortecy, zajął się energicznie tłumieniem pożaru, mając z sobą odpowiedni komplet narzędzi ratowniczych.
Wkrótce opanowano ogień, który strawiwszy szopy i poddasza, napełnione słomą ryżową, był bezsilnym wobec grubych murów, zbudowanych z wielkich głazów.
Jak tylko można było najprędzej, bo jeszcze przed ostatecznem ugaszeniem ognia, kapitan wszedł na trzecie piętro wieży, kierując się wraz ze swymi gośćmi, ku celi, zajmowanej przez Ardavenę.
Lecz było już im widocznie przeznaczonem doznawać w ciągu tego dnia niezwykłych niespodzianek.