Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/48

Ta strona została przepisana.

Już ich było mnóstwo, a jeszcze przybywali nowi ze wszystkich stron; wysuwali się z pod olbrzymich słoni kamiennych, z głębi mrocznych krypt, schodzili trójkami z olbrzymich schodów świątyń — inni znów wychodzili jak widma z zarośli otaczających święte wody.
Wkrótce nie brakowało nikogo. Nieskończone ich szeregi, trwające w głębokiem milczeniu, zdradzały swą obecność przyśpieszonym, gorączkowym oddechem.
Olbrzymie cienie, rzucane przez posągi słoni, rozświetlonych silnem światłem kondensatora, powiększały uroczystą grozę tej chwili.
Ardavena widział, iż rozkazy jego spełniono, gdyż nad klasztorem zaczęła się unosić mgła błękitnawa, wydzielająca blade światło.
Dumny uśmiech okolił jego usta na myśl, że w tej chwili tysiące indusów łączy swoją wolę z jego potężną wolą — i doznał uczucia wielkiego, niebywałego dotąd na świecie tryumfu.
Kula kryształowa świeciła oślepiającym blaskiem...
Bramin osądził, iż chwila stosowna nadeszła. Usiadł więc na fotelu metalowym i oparł wychudzone ręce na kulach bocznych poręczy.
W tejże chwili doznał nieopisanego uczucia: zdawało mu się, iż mózg jego rozrasta się, powiększa, staje się mózgiem całej ludzkości! Zanikłe i wycieńczone żyły wezbrały krwią nową, pełną życia i siły młodzieńczej — gienjuszu! Poczuł, że wchłania w siebie duszę całego ludu, a siła jego umysłu stała się wprost nadludzką: widział przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, jak trzy złote wielkie naczynia, u stóp swoich postawione ręką przeznaczenia. Świadomość ożywia-