Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/64

Ta strona została przepisana.

w niezupełnej i przypadkowej równowadze: jedno niezręczne poruszenie mogło go pogrążyć w otchłani fal zielono-szarych, oświetlonych słońcem dziwnem, czerwonawem choć przysłoniętem mgłą. Wydawało mu się ono mniejszem, niż zwykle.
Należało jak najprędzej wydobyć się z tak niebezpiecznego położenia. Robert skurczywszy się, próbował z niesłychaną ostrożnością wysunąć się na zewnątrz tak, aby uniknąć upadku w otchłań morską, huczącą tuż pod nim.
Udało mu się to nareszcie — był ocalonym!
Ku wielkiemu swemu zdziwieniu czuł w całem ciele nadzwyczajną siłę i sprężystość.
Rozciągnął się, uszczęśliwiony swem ocaleniem na czerwonawym piasku, zaścielającym dno groty i dopiero teraz poczuł przytłumiony, lecz ciągły szum w uszach. Dotknął ich rękami i poczuł, że są nalepione gałkami wosku! Wyrzucił więc tę zawadę i szum ustał. Teraz rozróżniał doskonale odgłos fal, rozbijających się o skaliste wybrzeże i wycie wiatru.
Dokuczał mu głód i zimno, oraz ogarniał go zawrót głowy, podobny temu, jaki się uczuwa na znacznych wysokościach. To małe osłabienie wynagradzało jednak powiększenie siły muskularnej.
Olśniony tem wszystkiem, Robert zamknął oczy i próbował zebrać rozpierzchłe myśli. Miał wrażenie, iż spał przez czas długi, a pierwszą jego myślą było, iż znajduje się na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego, gdzie zapewne przybył z Ardaveną na jakąś wycieczkę.
Osłabienie powoli przechodziło i Robert, choć z niesłychanym wysiłkiem, próbował sobie przypominać przeszłe wydarzenia, lecz na razie bezskutecznie.