Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/104

Ta strona została przepisana.
V.
JEDWABNA SZARFA.

Inspektor Ganimard, wyszedłszy jak co dnia — o zwykłej godzinie z domu, zauważył ciekawe zachowanie się jakiegoś jegomościa, kroczącego w tym samym co on kierunku, wzdłuż ulicy Pergolese.
Oto jegomość ów, ubrany dość nędznie, w słomkowym kapeluszu, — (a było to w listopadzie) — zatrzymywał się co kilkadziesiąt kroków i schylał się ku ziemi, — czy to pod pozorem zasznurowania bucika, czy żeby podnieść upuszczoną laskę, czy dla innych jakich powodów. A za każdem takiem pochyleniem wyciągał ukradkiem z kieszeni kawałek skórki z pomarańczy i kładł ją na samym brzegu chodnika.
Ot — dzieciństwo, niewinna zabawka, na którą nikt by nie zwrócił napewno uwagi. Ale Ganimard był bystrym obserwatorem, który nie zadowalnia się suchem stwierdzeniem jakiegoś faktu, lecz chce koniecznie poznać i jego powody. Postanowił sobie tedy iść w ślady owego zagadkowego jegomościa.
Wkrótce też, gdy skręcili na prawo, zauważył Ganimard, że jegomość ów wymienia jakieś tajemnicze znaki z małym, może dwunastoletnim urwiszem, idącym po przeciwległej stronie ulicy.
Uszli może ze dwadzieścia kroków; jegomość ów schylił się znowu, podwijając od dołu pantalony; zjawiła się znów skórka z pomarańczy na brzegu chodnika. A równocześnie ów mały urwisz przystanął i na ścianie domu, koło którego stał właśnie, wyrysował kredą kółko z krzyżykiem w pośrodku.
Poszli dalej; po chwili znowu przystanek. Jego-