I zaczął mówić, wskazując w miarę potrzeby na rozłożone na stole przedmioty:
— Powiedziałem zatem: wczoraj między 9 a 12 wieczór'... Widzisz, na dzienniku tym jest wczorajsza data z dopiskiem „wydanie wieczorne“. Pewien elegancki jegomość (ów odłamek szkła ma wywierconą dziurkę, pochodzi zatem z monokla, a monokl noszą ludzie eleganccy, arystokratyczni), — wszedł do jakiejś cukierni. (Że był w cukierni, najlepszy dowód ów karton, — jest to mała tacka, na której układa się sprzedane ciastka, — widzisz, — są jeszcze na niej znaki z kremu). Po zakupieniu ciastek ów jegomość z monoklem spotyka się z jakąś damą nieco ekscentryczną, jak się domyśleć łatwo z tej oto jedwabnej purpurowej szarfy. Potem — niewiadomo jeszcze z jakiego powodu, rzuca się na nią, rani ją nożem, a następnie dusi zapomocą tej właśnie szarfy. (Weź swoją lupę, mości inspektorze, a dojrzysz na jedwabiu dwie ciemniejsze plamy; ta tutaj pochodzi od obtarcia noża z krwi, — ta druga od dotknięcia zakrwawionej ręki). Po spełnieniu zbrodni jegomość ów wyciąga z kieszeni wieczorne wydanie dziennika, który prenumerował, a który, jak to widać z tytułu, poświęcony jest specjalnie sportowi konnemu. Następnie zbiera odłamki z monokla, który widocznie rozbił mu się podczas szamotania z ofiarą. Odcina nożyczkami (widzisz tu na brzegu wyraźne ślady odcięcia) kawałek szarfy, poplamionej krwią, — zostawiając niewątpliwie drugi koniec szarfy w zaciśniętych dłoniach zabitej. Zapewne pozbierał też i inne drobiazgi, które mogłyby go zdradzić, — a które musiały potem wpaść do wody... przypuszczam, że między innemi również i sztylet. Wszystko to owija w gazetę, obwiązuje sznurkiem, a żeby pakiet miał większy ciężar, przywiązuje do niego jeszcze i ten ciężki kałamarz. Rzuca to z mostu do rzeki i ucieka, — a pakiet cały wpada na dno łodzi przepływającego właśnie przewoźnika. Ot — i wszystko. No i co ty na to?
Przyglądał się uważnie Ganimardowi, ciekawy,
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/110
Ta strona została przepisana.