Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/115

Ta strona została przepisana.

to człowiek z najlepszego towarzystwa. Ma się ze mną ożenić“, — twierdziła Jenny Saphir. Ów człowiek z najlepszego towarzystwa unikał starannie spotkania się z kimkolwiek. Przechodząc koło loży portjera podnosił kołnierz palta do góry i spuszczał rondo kapelusza na oczy, by dozorca nie mógł dojrzeć jego twarzy. A ilekroć miał przyjść, Jenny Saphir oddalała pokojówkę z mieszkania. Tego oto człowieka musimy odnaleść!
— Nie zostawił żadnych śladów?
— Żadnych zupełnie. Widocznie sprytny to ptaszek, obmyślił wszystko z najdrobniejszemi szczegółami, wykorzystał wszelkie możliwe szanse. Musimy go schwytać, Ganimard! Liczę tylko na pana!
— Liczy pan na mnie, panie szefie?... — odparł inspektor. — Dobrze zatem... zobaczymy... zobaczymy... Ale...
Wydawał się dziwnie zdenerwowany i niezwykle podniecony, co nawet uderzyło p. Dudouis.
— ...Ale, — powtórzył Ganimard, — ale... przysięgam panu... słyszy pan, panie szefie, — przysięgam...
— Przysięga pan? Że co?
— Nic już, — nic... Zobaczymy, panie szefie... zobaczymy... Dokończył zdanie dopiero, gdy się znalazł sam, na ulicy. A dokończył go głośno, tupiąc nogą ze złością:
— Ale przysięgam, że wytropię i zaaresztuję mordercę sam, nie korzystając zupełnie ze wskazówek, udzielonych mi przez tego łotra! No, no.. — przekonasz się, czy nie obejdę się bez ciebie i twojej pomocy!
Wymyślając w duszy Lupinowi, wściekły, że oddano mu tę sprawę, a równocześnie zdecydowany na rozwikłanie jej, — spacerował bez celu po ulicach. Starał się uporządkować tłoczące mu się do mózgu myśli, starał się wynaleść jakiś drobny szczegół, który uszedł uwagi wszystkich, nawet i Lupina, a który pomógłby mu do tryumfu.