wda, jakie to wzruszające? Biedna dziewczyna nosiła to widocznie jako amulet.
Ganimard słuchał go uważnie, nie spuszczając wzroku z twarzy Lupina. A Lupin ciągnął dalej:
— Wtedy pomyślałem sobie: „Jakby to było interesującem zbadać równie dokładnie i drugą połowę tej szarfy, tę którą policja znajdzie na szyji zabitej!“ — Bo przecież i ta druga połowa, którą nareszcie mam w ręku, zakończona jest również takim kwaścikiem... Zaraz się przekonamy, czy i w tym kwaściku jest jaki schowek... i co się w nim znajduje... Przypatrz się tylko, kochasiu, jakie to nieskomplikowane, a jednak pomysłowe. Wystarczy poprostu wziąć szpulką czerwonych jedwabnych nici i owijać je naokoło takiej oto drewnianej żołądzi, wewnątrz wydrążonej... O widzisz... w środku jest dziurka... niewielka, to prawda, ale wystarczająca na to, by można tam ukryć jakiś świąty medalik... albo coś podobnego... naprzykład jaki klejnocik... szafir...
W trakcie tego odwijał zwinnie nitki, aż wreszcie z wydrążenia znajdującego się w środku żołędzi wydobył dwoma palcami prześliczny kamień błękitny, o nieporównanej wodzie i połysku.
— A co, — nie mówiłem, mój przyjacielu?
Podniósł głową — Ganimard stał jak skamieniały, z oczyma utkwionemi w śliczny, lśniący kamień. Nareszcie przejrzał całą grą Lupina.
— Bydlę! — ryknął z oburzeniem.
Stali naprzeciw siebie, groźni, mierząc się spojrzeniami.
— Oddawaj to! — krzyknął Ganimard.
Lupin podał mu połówką szarfy.
— A szafir?!
— Zwarjowałeś chyba, kochanku!
— Oddawaj, bo jak nie...!
— To co, ty idjoto? Cóż tobie się zdaje, że ja to wszystko robiłem może dla twoich pięknych oczu?
— Oddaj mi to natychmiast!
— Zwarjowałeś naprawdą, mój poczciwcze. Czyż-
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/125
Ta strona została przepisana.