Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/132

Ta strona została przepisana.

nego dywanu, ale podwoił ostrożności i postarał się o najzupełniejsze zabezpieczenia przed ewentualnością włamania lub kradzieży.
Przedewszystkiem kazał zamurować wszystkie okna pałacyku, wychodzące na ulicę Dufrenoy; w ten sposób ograniczone zostało niebezpieczeństwo włamania tylko do jednej, frontowej ściany pałacu, wychodzącej na ogród. Następnie porozumiał się ze specjalną firmą, która w pałacu jego założyła cały arsenał rozmaitych środków alarmujących. W olbrzymiej galerji, gdzie rozwieszone były owe cenne dywany, pozakładano przy każdem oknie misternie skonstruowane i ukryte sprytnie aparaty automatyczne, — w miejscach samemu tylko pułkownikowi znanych. Aparaty te, za najlżejszem dotknięciem zapalały wszystkie iampy elektryczne w całym pałacu i wprawiały w ruch cały skomplikowany system alarmujących dzwonków.
Towarzystwo Ubezpieczeń, do którego pułkownik się zwrócił, zgodziło się na przyjęcie asekuracji pod warunkiem, że pułkownik zaangażuje do pilnowania dywanów trzech ludzi, przez niego opłacanych, a przez Towarzystwo wskazanych, którzy to ludzie mieli stale nocować na parterze w pałacu. Do tego celu wybrano trzech emerytowanych inspektorów policji, ludzi pewnych i doświadczonych, na których samo nazwisko Lupina działało niby czerwona płachta na byka.
Co do służby, pułkownik był zupełnie spokojny. Byli to wszystko ludzie zaufani, od lat już w służbie u niego pozostający.
Kiedy te wszystkie zarządzenia zostały już wykonane, a pałacyk zamienił się w rodzaj niezdobytej fortecy, — pułkownik Sparmiento urządził u siebie pierwsze wielkie przyjęcie, — rodzaj wernisażu, — na które zaprosił członków arystokratycznych klubów, do których należał, grono pań, dziennikarzy, krytyków i miłośników sztuki.
Już po przejściu ogrodu miało się wrażenie, że wchodzi się do jakiegoś więzienia. U stóp klatki schodowej pełnili straż trzej inspektorowie, kontrolując