skim ptakom o podejrzanej konduicie. Ale zabijać mu nie wolno! Co innego kradzież lub włamanie, — a co innego morderstwo. A w tym wypadku, choć sam nie zabił, krew ofiary spada na niego, splamiła jego tarczę...“
Oburzenie ogólne było szczere i tem silniejsze, im bardziej żałowano nieszczęśliwej Edyty. Ludzie, którzy brali udział w oatatniem przyjęciu u pułkownika, opowiadali wzruszające szczegóły, doszukując się anałogji między nieszczęśliwą młodą pułkownikową a legendarną Edytą o łabędziej szyji.
Z drugiej strony znów podziwiano ogólnie prawdziwe mistrzostwo, z jakiem kradzież została popełniona. Wedle zdania policji sprawa przedstawiała się w ten sposób: wszyscy trzej detektywi stwierdzili zgodnie, że w chwili, gdy weszli rano do galerji, jedno z trzech okien było na oścież otwarte. Nie ulegało zatem niemal wątpliwości, że właśnie przez to okno Lupin wraz ze swymi wspólnikami dostał się do środka.
Tak, — ale w takim razie — jakże mogli dostać się niepostrzeżenie do ogrodu, przejść go i wrócić z powrotem? Jakim sposobem zdołali niepostrzeżenie przystawić drabinkę do oweo okna i zabrać ją, nie zostawiając żadnych śladów? Jakim sposobem wreszcie zdołali otworzyć okno i okiennice, nie wprawiając równocześnie w ruch całego alarmującego mechanizmu dzwonków i świateł?
Opinja publiczna podejrzywała owych trzech tajnych detektywów. Sędzia śledczy przesłuchiwał ich kilkakrotnie, badał skrupulatnie całą ich przeszłość i życie prywatne, — i ostatecznie oświadczył jak najbardziej kategorycznie, że ludzie ci stoją ponad wszelkiemi podejrzeniami.
Co do skradzionych dywanów, — nie było najmniejszych widoków, by można je odnaleść.
W tym czasie właśnie powrócił do Paryża naczelny inspektor Ganimard z Indyj, dokąd jeździł w pogoni za Lupinem, w związku ze słynną aferą
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/139
Ta strona została przepisana.