— Przypomina pan sobie, panie szefie, że kiedyś zastał pan mnie zagłębionego w lekturze dzienników. Szukałem, czy w tym mniej więcej czasie nie zaszedł jaki wypadek mający związek z tą kradzieżą, a mogący potwierdzić moją hipotezę. Otóż, proszę uprzejmie przeczytać tę oto notatkę:
- „Nasz korespondent z Lille donosi nam o zagadkowym wypadku. Mianowicie z miejskiej trupiarni zniknęły w niewytłumaczony sposób zwłoki jakiegoś nieznanego zupełnie człowieka, który dnia poprzedniego rzucił się w zamiarze samobójczym pod koła jadącego tramwaju. Zniknięcie to wywołało najrozmaitsze komentarze“.
Pan Dudouis zastanowił się poważnie:
— Zatem — pańskiem zdaniem? — zagadnął inspektora.
— Byłem osobiście w Lille, a moje dochodzenia nie pozostawiają żadnej wątpliwości. Zwłoki zniknęły tej samej nocy, kiedy pułkownik Sparmiento urządzał to głośne przyjęcie. Zapakowano trupa do automobilu i przewieziono prosto do Ville-d’Avray, gdzie automobil czekał parę godzin, w pobliżu toru kolejowego.
— Czyli opodal tunelu?
— Tak jest.
— Czyli, że to właśnie te same zwłoki myśmy nazajutrz rano znaleźli, tylko odziane w ubranie pułkownika Sparmiento?
— Właśnie!
— Ależ w takim razie, — pocóż te wszystkie historje? Pocóż ta kradzież najpierw jednego dywanu, który się potem odnalazł? Pocóż kradzież ponowna wszystkich? Poco to całe uroczyste przyjęcie — i ta historja z dzwonkami?... Nie, nie, Ganimard, coś to wszystko razem nie „klapuje“!
— Nie „klapuje“, panie szefie, — bo i pan, tak samo jak i ja pierwotnie, zatrzymał się w połowie drogi, — podczas, gdy w tym wypadku należy koniecznie posunąć się dalej, aż do granic niemal nie-