Aniela uśmiechnęła się łagodnie:
— Widzisz sam, papo, że to tylko żart, głupia mistyfikacja...
Ale książę zerwał się z krzesła, poirytowany i mówił, spacerując gwałtownie po pokoju:
— Zaskarżę go do sądu! To niesłychane, żeby podobne indywiduum pozwalało sobie na kpiny ze mnie!... I jeżeli jest jeszcze jakaś sprawiedliwość...
Hiacynt wszedł znowu dyskretnie do pokoju, niosąc na srebrnej tacy dwie karty.
— Chotois? Lepetit? — czytał książę. — Nie znam tych panów.
— To są dziennikarze, proszę księcia pana.
— Czego chcą?
— Proszą o wywiad... w sprawie... tego małżeństwa...
— Wyrzuć ich za drzwi, — ryknął książę. — I zapowiedz portjerowi, aby mi nie wpuszczał do pałacu podobnych łazików.
— Ależ, papo... próbowała uspokoić go Aniela.
— Ty się do tego nie wtrącaj, bardzo proszę! Gdybyś była wtedy zgodziła się na poślubienie jednego z twych kuzynów, — nie byłoby doszło do czegoś podobnego!
Tegoż samego wieczora, na pierwszej stronie jednego z paryskich dzienników ukazał się nieco fantastyczny opis wyprawy reportera do starożytnego pałacu księcia de Sarzeau-Vendôme, przy ulicy de Varenne. Dowcipny reporter opisywał niestworzone rzeczy o starym magnacie, o jego irytacji i oburzeniu.
Nazajutrz zaś inny dziennik opublikował wywiad przeprowadzony przez jego reportera z Arsenem Lupinem, rzekomo w kuluarach gmachu Opery. Arsen Lupin miał mówić:
— Podzielam w zupełności słuszne oburzenie mego przyszłego teścia. Zaproszenia na ślub wysłane zostały bez mojej wiedzy. Nie odpowiadam za to zaniedbanie, ale czuję się w obowiązku wytłómaczyć się publicznie. Przecież, proszę pana, jeszcze nie ozna-
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/156
Ta strona została przepisana.