zę na ślepo. Nie chce nawet wiedzieć, jaki posag wniesie mu jego żona, — nie dba o to najzupełniej.
Wszystko to wyprowadzało starego księcia z równowagi. Do Lupina odczuwał nieposkromioną, chorobliwą niemal nienawiść. Wreszcie zdecydował się na ciężki dla niego krok: udał się osobiście do Prefektury Policji.
Prefekt Policji przyjął go uprzejmie, wysłuchał i radził, by się miał na baczności:
— My już znamy doskonale tego człowieka, proszę księcia. Trzeba dobrze uważać, — musi on mieć swój plan już wygotowany... zręcznie nastawił sidła i czeka, czy książę w nie w końcu nie wpadnie.
— Jakież to mogą być sidła? — dopytywał się książę niespokojnie.
— Chce księcia widocznie nastraszyć. Liczy na to, że pod wpływem przestrachu książę zdecyduje się na jakiś akt, którego z zimną krwią nigdy by książę nie spełnił,
— Chyba pan Lupin nie myśli, że ofiaruję mu rękę mej córki?
— To nie... ale widocznie spodziewa się, że książę ostatecznie popełni... jakby to powiedzieć?... jakieś głupstwo.
— Jakież to?
— Takie właśnie, na którego popełnieniu Lupinowi zależy.
— Cóż mi pan radzisz zatem, panie prefekcie?
— Wrócić do pałacu, względnie jechać na wieś, o ile cała ta sprawa działa panu na nerwy, — i tam siedzieć spokojnie.
Rozmowa ta, zamiast uspokoić, jeszcze silniej zdenerwowała starego księcia. Lupin wyrósł w jego oczach na jakąś legendarną postać, posługującą się szatańskiemi sztuczkami, mającą wspólników wszędzie, na tym i tamtym świecie. Trzeba było się dobrze pilnować!
Odtąd życie stało się ciężkie w pałacu.
Książę stał się podejrzliwy, milczący, zgryźliwy.
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/159
Ta strona została przepisana.