jakiegoś wybrzeża, — ale tak niewyraźne, że nie mogłem się zupełnie zorjentować, gdzie jesteśmy.
Trwało to całe długie tygodnie Gdzieś z początkiem dziewiątego tygodnia tej podróży zauważyłem któregoś poranka, że drzwiczki wiodące do sąsiedniej kabiny nie były dobrze zamknięte. Popchnąłem silnie, — otworzyły się, W sąsiedniej kabinie nie było nikogo. Wtedy udało mi się porwać i ukryć mały pilnik do paznokci, który tam znalazłem.
W ciągu następnych dwóch tygodni udało mi się po mozolnej, cierpliwej pracy, przepiłować żelazne sztaby u okienka mej kabiny. Mogłem ucickać każdej chwili. Ze jednak pływanie męczy mnie bardzo szybko, musiałem odłożyć ucieczkę aż do chwili, gdy yacht zbliży się dostatecznie do wybrzeży. Dopiero przedwczoraj dojrzałem z mego okienka kontury lądu, — a pod zachód słońca dostrzegłem, ku memu zdumieniu, znaną mi dobrze sylwetkę zamku w Sarzeau ze swemi spiczastemi wieżyczkami. Czyżby tu miał być kres mojej tajemniczej podróży?
Przez całą noc i dzień następny krążyliśmy po pełnem morzu. Dziś rano dopiero yacht podpłynął tak blisko, że mogłem odważyć się na ucieczkę, tembardziej iż płynęliśmy między skałami, wśród których nie trudno się było ukryć. W ostatniej chwili przed ucieczką zauważyłem, że drzwi do sąsiedniej kabiny znowu nie były dobrze domknięte. Uchyliłem je gnany ciekawością. Dostrzegłem stojącą opodal małą szafkę; udało mi się ją otworzyć. I na chybił trafił wyjąłem z niej pełną garść rozmaitych papierów.
Były to listy zawierające dokładne instrukcje dla bandytów, w mocy których się znajdowałem. Toteż w godzinę później, gdy je przeczytałem uważnie, zrozumiałem już dobrze z jakiego powodu mnie porwano, przejrzałem na wskroś cały plan, całą piekielną machinację, której ofiarą miał paść książę de Sarreau-Vendôme i jego córka. Niestety, — było już za-późno!
Prześlizgnąłem się przez okienko, wskoczyłem do
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/167
Ta strona została przepisana.