Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/32

Ta strona została przepisana.

tu — w twojej kieszeni, albo w tej tu kasie. Przygotowany jesteś już do ucieczki. Widzisz, tam w kącie, za tą zasłoną, widzą róg twojej skórzanej walizy. Papiery wszystkie uporządkowane. Dziś w nocy zamierzasz ulotnić się pocichutko, aby w przebraniu, pod innem nazwiskiem połączyć się z ową Nelly Darbel, twoją kochanką, dla której popełniłeś te wszystkie zbrodnie. Aż tu nagle wszystko się zepsuło; policja cię pilnuje, — pod oknami stoi dwunastu ajentów, wysłanych tu przez Prefekturą — na skutek rewela-cyj Dulatre’a! Ja jeden mogę cię jeszcze uratować. Zatelefonuję — a koło trzeciej rano przybędzie tu ze dwudziestu moich ludzi, — ubezwładnią policjantów — i będziesz się mógł pocichutko wymknąć z matni. W zamian za to jeden drobiazg tylko: podzielimy się zgodnie pieniądzmi i klejnotami. No zgoda?
Pochylił się nad baronem, starając się całą siłą woli wymusić na nim zgodę. Baron szepnął pomału:
— Zaczynam rozumieć... to pospolity szantaż...
— Nazywaj to jak ci się żywnie podoba, — ale nie masz innego wyjścia. I nie myśl sobie, że ja się cofnę może w ostatniej chwili, że się może zlęknę policji, aresztowania, więzienia. Nie, nie, mój kochasiu! Ja sobie zawsze dam radę! Idzie tu tylko o ciebie... Pieniądze albo życie, jaśnie panie! Albo podzielimy się ładnie... albo szafot! No, zgoda?
Gwałtowne szarpnięcie. Baron oswobodził sobie ręce, wydobył rewolwer i wystrzelił.
Ale Lupin przewidział ten atak, zwłaszcza, że na pogodnem dotychczas i spokojnem obliczu barona malować się zaczęła od chwili długo tłumiona wściekłość, złość, strach i nienawiść.
Padły dwa strzały. Lupin najpierw uskoczył w bok, potem rzucił się na ziemię i chwycił gwałtownie barona za nogi, tak że ledwie nie upadł. Wyrwał się — chwycili się obaj za bary i zaczęło się śmiertelne, dzikie zmaganie.
Nagle Lupin poczuł piekący ból w piersiach.