do swego pokoju, narzuciła na ramiona płaszczyk i skierowała się ku drzwiom.
Drzwi były zamknięte na klucz; klucza w zamku nie było.
Wróciła spiesznie do buduaru; i tutaj drzwi były zamknięte.
Momentalnie stanął jej przed oczyma obraz jej męża, owa twarz, nie rozjaśniona nigdy najlżejszym uśmiechem, owo spojrzenie surowe, wrogie, w którem od szeregu lat czytała tajoną nienawiść.
— To on... to on zrobił... szepnęła, — zabrał mi dziecko!... To okropne!
Zaczęła z całej siły walić pięściami we drzwi, kopać w nie nogami, potem podbiegła do kominka, nacisnęła mocno dzwonek.
Rozległo się donośne, nieustanne dzwonienie. Nie odrywała ręki od dzwonka: zleci się służba, może i ludzie na ulicy spostrzegą się, że dzieje się tu coś niezwykłego...
Zazgrzytał klucz w zamku, — drzwi otworzyły się gwałtownie. Na progu stanął hrabia d’Origny, a na twarzy jego malował się tak straszny wyraz, że Iwona, cofnęła się, zdjęta trwogą. Drżała, nie zdolna wydobyć głosu ze ściśniętego gardła, nogi się pod nią ugięły, — osunęła się na ziemię... „Śmierć!“ przemknęło jej przez mózg.
Hrabia podszedł ku niej i chwycił ją mocno pod gardło.
„Milcz,... nie wołaj nikogo“, — mówił zdławionym głosem, — „radzę ci to w twoim własnym interesie“.
Widząc, że nie stawia zupełnie opora, zwolnił uścisk i wydobył z kieszeni przygotowane już zawczasu długie paski płótna. W ciągu paru minut związał jej mocno ramiona i ręce i skrępowaną ułożył na kanapie.
Tymczasem w buduarze ściemniło się. Hrabia zapalił światło elektryczne i podszedł do małego biureczka, w któremi Iwona zazwyczaj chowała swoją
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/39
Ta strona została przepisana.