Ukryła twarz w dłoniach, szlochając pocichu.
Zapanowało milczenie, — po chwili zegar zaczął wybijać godziną: raz, — dwa, — trzy. Iwana zerwała się:
— Trzecia bije!... On przyjdzie lada chwila!... Uciekajmy!
— Pani musi tu zostać!
— Gdzie moje dziecko? Muszą je widzieć, ratować!
— A wie pani chociaż, gdzie go szukać?
— Chodźmy stąd, — natychmiast!
— Pani nie ruszy się z tąd nigdzie, — bo to byłoby szaleństwem! Uchwycił ją mocno za rące i mimo oporu podprowadził ją z powrotem do kanapy. Nie bacząc na jej płacz i okrzyki protestu, ułożył ją na kanapie i leżącemi opodal paskami płótna skrępował jej z powrotem rące i nogi.
— Tak, — toby było czystem szaleństwem, — perswadował jej łagodnie. — Kto panią mógł oswobodzić z wiązów, kto otworzył drzwi od buduaru? Jakiś wspólnik, oczywiście. Przecież to by była dopiero woda na młyn dla pani mąża! A pani coby z tego przyszło? Uciekać stąd, — to znaczy zgodzić się na rozwód!... Musi pani tutaj zostać!...
— Tak się boją, — tak boją, — żaliła się z płaczem. — Ta obrączka pali mnie poprostu! Zdejmij ją pan, zabierz!... Niech zginie, przepadnie na zawsze!
— A jeżeli obrączka nagle zniknie z palca pani, czyjaż to będzie sprawka? Znowu wspólnika pani, oczywiście. Nie, nie, proszę pani, — musi pani podjąć tą walką — i to odważnie... ja odpowiadam za wszystko!... Choćbym miał zatrzymać starą hrabiną przemocą i w ten sposób opóźnić całą rozprawą... Choćbym miał sam przyjść tu przed południem... w każdym razie, przy się gam pani: z palca pani zdejmą prawdziwą ślubną obrączką... i odzyska pani swoje dziecko... Iwana ustąpiła, przekonana zupełnie jego argumentami, — pozwalając się związać.
Kiedy skończył, rozejrzał się jeszcze uważnie po
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/50
Ta strona została przepisana.