przepiłowaną, z wyrytą wewnątrz datą. Hrabia dał się wziąć na kawał.
— Ślicznie, — zauważyłem z uznaniem.
I z lekkim odcieniem ironji dodałem:
— A nie przyszło ci na myśl, że i ciebie wzięto na kawał?
— Kto? Jakim sposobem?
— Hrabina. Owo imię, wyryte na obrączce, jako talizman... Ów tajemniczy młodzian, co kochał i cierpiał w milczeniu... Coś mi się to wydaje zbyt fantastyczne... I mam grube wątpliwości, że może owa miłość nie była tak idealnie czystą... i tylko platoniczną...
Lupin spojrzał na mnie z pod oka.
— Mylisz się, — odrzekł krótko.
— Skądże ty to możesz wiedzieć?
— Hrabina skłamała trochę, nie zaprzeczam, — mówiąc mi, że kochała go jeszcze za panieńskich czasów, że on umarł... Ale mam niezbite dowody, że była to miłość zupełnie idealna, — której tamten nawet się nie domyślał.
— Jakież to dowody?
— Wypisane wewnątrz owej obrączki, którą wówczas własnoręcznie przepiłowałem na palcu hrabiny, — i którą stale noszę przy sobie. Masz, przeczytaj, co tam wyryte.
Podał mi maleńką obrączkę. Przeczytałem: „Horacy Velmont“.
Zapadło milczenie; na twarzy mego przyjaciela malowało się jakieś wzruszenie, niezwykłe, melancholijne zamyślenie.
Wreszcie odezwałem się:
— Czemuż zdecydowałeś się dziś na opowiedzenie mi tej historji, o której robiłeś już parokrotnie dyskretne wzmianki?
— Czemu?
Wskazał mi dyskretnie ręką na elegancką, ładną jeszcze kobietę, przechodzącą w pobliżu w towarzystwie młodego chłopca.
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/56
Ta strona została przepisana.