gdzie zjawił się wkrótce pan Valandrier, człowiek w podeszłym już wieku, uprzejmie uśmiechnięty.
Lupin przedstawił mu się jako emerytowany kapitan Janniot. Oświadczył, że ma zamiar wybudować sobie willę wedle swego własnego gustu. A że słyszał, że obok ulicy Raynouard jest właśnie wolny teren do nabycia...
— Ale gdzieżtam! — przerwał mu notarjusz.
— Przecież mówiono mi wyraźnie...
— Wykluczone, proszę panal Niema mowy o temi!
Notarjusz wstał z krzesła i podszedł do stojącej pod ścianą szafy. Wydobył z niej niewielki obrazek. Zgłupiałem! Był to zupełnie taki sam obrazek, jaki widziałem w mieszkaniu Luizy d’Ernemont i jaki miałem u siebie w domu!
— Ma pan na myśli ten teren, przedstawiony na tym oto obrazku? — zwrócił się notarjusz do Lupina.
— Właśnie!
— Jest to pozostałość z ogromnego ogrodu należącego ongi do pana d’Ernemont, generalnego dzierżawcy domenów, — straconego w czasie Teroru. Wszystko, co można było sprzedać, już jego spadkobiercy po trochu rozsprzedali. Natomiast ta resztka nie może być ani dzieloną, ani sprzedaną, chyba że...
Notarjusz roześmiał się wesoło.
— Chyba że?... — powtórzył Lupin.
— Ach panie, to cała historja, nawiasem mówiąc, wcale zabawna. W wolnych chwilach lubię przeglądać nawet odnośne akta.
— Czy nie byłoby w tem niedyskrecji?... — zaczął Lupin.
— Ależ nie, — i owszem, — odparł p. Valandrier uprzejmie. I nie dając się prosić zaczął opowiadanie:
„Z chwilą wybuchu rewolucji pan Ludwik Agryppa d’Ernemont pod pretekstem wyjazdu do swej żony, przebywającej wraz z ich córką Pauliną w Genewie, — zamknął kompletnie swój pałacyk na przed-
Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/66
Ta strona została przepisana.