Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

któréj osłaniał przed okiem jego obowiązek wdzięczności. Nie dostrzegł haczyka: — jakżeż nań za to kamieniem potępienia ciskać?
Polska także haczyków nie dostrzegała.
Piękna księżna oczarowała go. O to młodego obwiniać nie można. Miłość nazwał ktoś ospą. Ospa, w czas i we właściwy sposób zaszczepiona, dobre sprowadza następstwa, pozostawiona naturze przyprawia często, jeżeli nie o śmierć, to o kalectwo. Bohater nasz okaleczał. Konstatujemy ten fakt, zarazem jednak stawiamy zapytanie: czy kalectwo tego rodzaju jest nie do uleczenia?..
Pozostawiamy zapytanie to bez odpowiedzi, albo raczéj, po odpowiedź odwołujemy się do czytelników — niech sami kwestyą tę rozstrzygną, odnosząc ją do kwestyi téj saméj, tylko w szerszych rozmiarach. Moskwa Polskę złapała: czy się Polska z uścisków Moskwy nie wydobędzie już?
Czemu by się wydobyć nie miała! Zależy to całkowicie od tego, czyż kiedy się zapamięta — a wówczas Moskwę, Moskwę carską, potrąci tak, że ją na wieki odpadnie ochota rękę po Polskę wyciągać.
Wracamy jednak do bohatera naszego.
Lech — co tu rzecz w bawełnę obwijać? — oddał się księżnéj w niewolę. Wzruszenie, jakiego doznał, na wiadomość o śmierci księcia, przeminęło. Cóż?.. stało się! Zgryzotę sumienia zneutralizowało rozumowanie, które jasno dowiodło, że zapobieżenie katastrofie niemożliwém było. Stało się atoli coś jeszcze. Wzruszenie owo zahartowało mocniéj łańcuch, który bohatera naszego do emissarki trzeciego oddziału przywięzywał. Wypadło to, jako następstwo o ile naturalne, o tyle logiczne. Przywiązanie się wzmogło, — przywiązanie zaś to było nie niewinném, jeno ślepą, namiętną miłością, która weszła w drugie swoje stadium. Dla