Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co!.. Dam wam to pisanie do odczytania, tylko pierwéj siedzieć mnie poproście... Ja sobie siędę i lulkę zakurzę, wy zaś czytajcie... gdy przeczytacie, powiecie mi co tam słychać...
— Siadajcie... proszę...
Rusin usiadł, papier Lechowi wręczył i począł sobie fajeczkę nakładać, którą, gdy zakurzył, napełnił się wnet pokój wonią, przydatną do trucia much.
Na Lechu pierwsze pisania opatrzenie takie wywarło wrażenie, że się z łóżka zerwał i, nie zważając na obecność gościa, w nocnéj koszuli przy oknie usiadł.
— Komar was ugryzł... hę?.. — odezwał się Tameńko, pytając.
Lech nie odpowiadał nic, tylko papier przewracał, spoglądając to na nadpis u góry, to na podpis u dołu. Nadpis brzmiał tak: „Do trzeciego oddziału tajnéj jego cesarskiéj mości przybocznéj policyi;“ podpis był ten sam, co na bilecikach, wzywających go na willę. U góry stał numer.
Bohater nasz oczy od pisania oderwał, do sufitu je wzniósł i westchnął. Nie chciał wierzyć temu co widział; bał się czytać, ażeby nie zostać zmuszonym uwierzyć. Uczuł w piersi duszność wielką. Znów westchnął.
— Napijcie się wody... — przemówił Tameńko — i czytajcie bo to tyczy się was... To was uzdrowi, tak uzdrowi, jak uzdrowiło mnie, jak uzdrowi jeszcze jednego mołojca, pozostającego w szponach policyi carskiéj...
Lech nareszcie czytania się jął. Czytanie nie szło mu gładko. Często sens gubił i zaczynać musiał ab ovo. Czytał jednak. Był to własnoręcznie przez księżnę napisany rapport, zdający szczegółową sprawę ze stopnia podgotowania, w jakim znajdowały się trzy pieczy jéj powierzone indywidua. Opisywała najprzód Lecha, potém Czecha, w końcu Rusa.