Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

ckich, opuchła niby, warga dolna obwisła, uszy wielkie, czoło nizkie, włos na głowie najeżony nakształt włosienia na szczotce, oczy małe, wzrost słuszny. Chód jego był ciężki i powolny. Na szyi wstęga jedna i druga, na piersiach gwiazdy i ordery we dwa rzędy. Za ukazaniem się jegomości tego generał zerwał się z siedzenia i powitał go giestem uszanowania pełnym. Księżna ani się ruszyła. Jegomość usiadł obok niéj, sapiąc przez chwilę, po postaci jéj okiem powodził i przenosząc następnie wzrok na generała, odezwał się tonem chrypiącym:
— Coś nowego... Znów mi zabierasz koteczkę moję... Myślałem, że tym razem przecie miesięcy parę z żoną moją spędzę... Spodziewałem się tego... Jak widzę jednak, nie spełni się spodziewanie moje... Obecność twoja, generale, źle mi wróży...
— Ha!... — odparł generał — mąż tak zasłużony jak jasność wasza, mości książę, lepiéj aniżeli kto inny rozumie, że „służba nie drużba“...
— No tak... rozumiem ja to... Wolno wszakże pożalić się troszeczkę... Mnie zresztą żal nie tyle siebie samego, co ją, księżnę moję... taką młodą... taką piękną i zniewoloną, zamiast z porucznikami gwardyi mieć do czynienia ze starcami zgrzybiałymi...
— Wynaleźliśmy dla jéj książęcéj mości czynność, do któréj starce nie wchodzą... — podchwycił generał.
— O koteczko moja!... — zawołał książę z akcentem wzruszenia. To ciebie teraz na młodych spuszczają!... To i dobrze. Młody, co nie szaleje dla ciebie, będzie chyba nie z krwi kości, ale z drzewa, z kamienia, lub z żelaza...