Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

królobójcze... Trzeba wam bardzo, bardzo sadła za skórę nalać, ażeby z pośród was Berezowskiego wysadzić...
Wykrzyczałem téż za to agenta...
— Który — podchwycił Lech — podedrzwiami podsłuchiwał...
— Zkąd pan wiesz o tém?...
— Od pana... Wytłumaczyłeś mi powód łoskotu za drzwiami, który matkę moję przeraził...
— A co!... widzi pan?... Na posterunku kanalia zasnął i, dla popisania się gorliwością, wymyślił naradę o carobójstwo... Oto jakie to my donosy miewamy... Donosów podobnych mnóstwo nieprzeliczone przychodzi codziennie... Co to z tém za praca!... co za praca!... o, panie!... co to trzeba mieć przenikliwości i jaki węch, ażeby odróżnić umieć doniesienia prawdziwe od fałszywych, przydatne od nieprzydatnych!...
— Nie przychodzi też Panu na myśl, że cała ta olbrzymia praca nie przyda się na nic w przyszłości?...
— W przyszłości!... ktoby tam o przyszłości myślał!.. Co ona nas obchodzi!... Pięknie by wyszedł policyant, troszczący się o przyszłość... Służymy i koniec... władza nas potrzebuje, płaci nam...
— Nie z własnéj kieszeni... wtrącił Lech.
— To nas nie obchodzi zgoła...
— Z tego wypada, iżbyście się chętnie sprzedali innéj władzy, gdyby wam lepiéj zapłaciła...
— Hm... — uśmiechnął się urzędnik. Jeżeli mam szczerze powiedzieć: nie wiem... nie zastanawiałem się nad postawioną przez Pana kwestyą...
Być może, chciał Moskal wyciągnąć bohatera naszego na propozycyą, z którejby podwójną osięgnąć mógł korzyść: i łapowe dostać, i o interesującéj dowiedzieć się tajemnicy. Lech atoli nie dał się w nastawiony złapać samotrzask: nie