Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

wpatrzył się i Bóg wie jak długo pozostawałby w stanie tym nieméj kontemplacyi, gdyby go z takowego nie wyprowadziło nadejście dwojga ludzi, przybyłych dla zwiedzenia muzeum.
Para ta składała się z mężczyzny i kobiety. Mężczyzna wyglądał na lat trzydzieści z górą — wzrostu był więcéj aniżeli średniego, budowy ciała kształtnéj i silnéj, czoła wyniosłego, włosów jasno blond, nad lewém uchem rozdzielonych i spadających mu na kołnierz od odzieży nie po rafaelowsku, a raczéj po lisztowsku. W dużém jego błękitném oku świeciła pogoda duszy: oblicze strzelało wyrazem rozumu; usta wązkie, widne zaledwie z pod obfitych wąsów, które się z brodą łączyły, znamionowały usposobienie sarkastyczne, które w harmonijną całość zlewało się z wyrazem melancholji, oblewającym postać jego z góry do dołu, na kształt obłoku przejrzystego. Przez skórę niemal czuć w nim było artystę — malarza, muzyka, poetę może.
Towarzyszka jego należało do tego córek Ewy rodzaju, od którego płeć jéj dostała nazwę pięknéj. Była to kobieta piękna, pięknością oryginalną jakąś i tém téż bardziéj pociągającą; — nos lekko zadarty, kości policzkowe nieco wystające, oczy trochę ukośne, usta odrobinę za wielkie, cera świeża i przypłomieniona niby, harmonia kształtu doskonała, wszystko to razem wzięte stanowiło całość otoczoną ponętami z przodu, z tyłu i ze stron wszystkich. Ponęt nie ujmował jéj strój na poły podróżny, z gustem atoli i ze znajomością rzeczy zrobiony i noszony, z pod którego w chodzie pokazywała się proporcyonalna i zgrabnie w bucik elegancki ozuta nóżka; na głowie bujne warkocze przykrywał kapelusik, obwinięty niby turbanikiem woalem koloru hawanna; w ręku niosła parasolkę, która zarazem służyła jéj za laskę; przez ramię przewieszone miała binokle.